Mała Norymberga. Historie katów z Gross-Rosen - recenzja książki

Świdnica – miasto na Dolnym Śląsku, około 60 km od Wrocławia i 20 km od Wałbrzycha było po II wojnie światowej miejscem ważnych wydarzeń związanych z osądzeniem nazistowskich zbrodniarzy wojennych. Wśród nich było 6 wartowników z obozu KL Gross-Rosen, jednego z najstraszniejszych obozów, w których śmierć poniosło tysiące niewinnych ludzi. O tym, kim byli, jakie ciążyły na nich zbrodnie, jak próbowali się bronić przed sprawiedliwością, a także jakie otrzymali kary, dowiemy się z publikacji dolnośląskiej dziennikarki Agnieszki Dobkiewicz w książce „Mała Norymberga. Historie katów z Gross-Rosen”.

Agnieszka Dobkiewicz opisuje w publikacji, jak doszło do powstania obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen, który powstał na ziemiach należących do znanej i zamożnej rodziny von Richthofen. To ich przedstawiciel – Georg von Richthofen wydzierżawił ziemię na potrzeby nowego obozu, a jego rodzina korzystała z niewolniczej pracy więźniów obozu Gross-Rosen, których w sumie aż 125 tysięcy zwieziono do obozu. Więźniów, którzy ginęli w pobliskim kamieniołomie i nie tylko, pilnowali esesmani - strażnicy, w bestialski sposób obchodzący się z ludźmi, dla których tysiące więźniów było po prostu numerami, nic więcej…

Historię zbrodniarzy, którzy zostali osądzeni przez świdnicki sąd dolnośląska dziennikarka rozpoczyna od Jakoba Morchardta, tramwajarza z Czerniowca w rumuńskiej Bukowinie. Morchardt porzucił swój tramwaj i wstąpił do wojska, aby zakończyć karierę jako strażnik w Gross-Rosen i jego filii – Fünfteichen i Reichenbach. Na swoim sumieniu Morchardt miał nie tylko gwałt i szantaż, ale również morderstwa, w tym odrąbanie jednemu z więźniów głowy szpadlem za... kradzież brukwi. Losy Morchardta, podobnie jak wielu innych zbrodniarzy, pokazują z jednej strony, że spokojny człowiek, który w czasie pokoju wykonywał zwykłą pracę, służąc innych ludziom, w chwili kiedy trafia do takiego miejsca jak Gross-Rosen i otrzymuje władzę nad życiem innych ludzi, może stać się potworem. Tramwajarz z Rumunii otrzymał władzę i ją wykorzystał, zmuszając nie tylko do współżycia nieletnią Renate Seidel, ale mordując więźniów w obozie. Po wojnie podobnie jak tysiące innych SS-manów uważał, że nie ciążą na nim żadne winy. Odmiennego zdania był jednak sąd, który wymierzył mu najwyższy wymiar kary.

Kolejnym zbrodniarzem, którego historię przedstawia Agnieszka Dobkiewicz jest Arnold Milch – Holender z krematorium. Mówiono o nim w obozach w KL Gross-Rosen i KL Mettenheim pogardliwie „Pippel”. Udający po wojnie Arno van der Milcha morderca nie spodziewał się, że odpowie za swoje makabryczne zbrodnie. Los spowodował jednak, że Milch trafił przed oblicze polskiego sądu i rozpoznany przez świadków został skazany na śmierć. W historii Milcha autorka książki ukazuje obok jego mordów i pracy przy krematorium, również sprawę demoralizacji i homoseksualnych praktyk w obozie. Mimo że zakazane, były tolerowane przez wielu kapo, w tym również Arnolda Milcha, który podobnie jak Morchardta został powieszony.

Nie wszyscy jednak zbrodniarze odpowiedzieli życiem za swoje czyny. Jednym z nim był Wekselman Nuksyn… ułaskawiony przez Bolesława Bieruta. Jak to możliwe, że zbrodniarz jakim był Nuksyn – oskarżony o bicie i znęcanie się nad więźniami, a także kradzież żywności, zachował życie. Wiele o tym jak doszło do ułaskawienia żydowskiego kapo poznamy dzięki jego listom do Bieruta z prośbą o ułaskawienie.

Sporo miejsca dolnośląska dziennikarka poświęciła, jak mówi tytuł rozdziału „Aniołom w czarnych mundurach”. Agnieszka Dobkiewicz ukazuje historię zbrodniarzy – Otto Ericha Höbbela, Günthera Otto Treua, Heinricha Höchsta, Alberta Lütkemeyera, Waltera Hellera, Jarosława Hybnera oraz Wilhelma Kunze. Historia każdego z nich to historia bestialstwa, jakiego się dopuszczali w obozach, a także śmierci niewinnych osób. Mimo to nie wszyscy z nich zapłacili najwyższą cenę za swoje zbrodnie.

O czym warto szczególnie wspomnieć, to rozdział poświęcony Josefowi Mengele, „Aniołowi Śmierci” z obozu Auschwitz-Birkenau i Gross-Rossen. Autorka stawia tezę, którą popiera wieloma ważnymi faktami, że niejaki Erich Ferdynand Berthold Günther, który trafił do więzienia w Jaworze to osławiony kat i morderca z Auschwitz – Mengele. Dziennikarka podejmując ten temat mimo wielu informacji, które wręcz są nieprawdopodobne, nie odpuszcza i szuka prawdy. Czy to możliwe, że  Günther to Mengele, który został zwolniony z więzienia wobec braku dowodów i zniknął? Kim był naprawdę, czego szukał na Dolnym Śląsku, kto pomógł mu wydostać się z więzienia i dlaczego? Te wszystkie odpowiedzi znajdziemy w książce Agnieszki Dobkiewicz, po którą warto sięgnąć.

„Mała Norymberga” to bowiem nie tylko książka o zbrodniach w obozie Gross-Rosen i jego filiach, ale o ludzkim cierpieniu i sprawiedliwości, która jak powiedział przed śmiercią w obozie Gross-Rosen młody Rosjanin „katów nie minie”. Wielu z nich faktycznie zawisło na szubienicy, byli wśród nich i tacy, którzy umknęli jednak sprawiedliwości. Publikacja dolnośląskiej dziennikarki obnaża makabryczne zbrodnie i nie pozwala zapomnieć o nazistowskich zbrodniarzach, którzy próbowali wymigać się od odpowiedzialności za swoje czynny. To właśnie takie książki jak Agnieszki Dobkiewicz nie pozwalają zapomnieć zarówno o tysiącach ofiar, ale również ich oprawcach, jak: Kunze, Morchardt czy Arnold Milch. Ich nazwiska na zawsze będą kojarzyć się ze zbrodnią.

Agnieszka Dobkiewicz – dziennikarka z Dolnego Śląska, współpracuje z Gazetą Wyborczą, gdzie promuje historię tego tajemniczego regionu. Jej praca „Mała Norymberga” to efekt wieloletniej pracy na Dolnym Śląsku, spotkań, szukania w archiwach i rozmów z osobami, które cokolwiek mogły powiedzieć na temat zbrodni w obozie i filiach Gross-Rosen.

Autor: Agnieszka Dobkiewicz;
Tytuł: „Mała Norymberga. Historie katów z Gross-Rosen”;
Wydawca: Wydawnictwo Znak Horyzont;
Miejsce i rok wydania: Kraków 2020;
Liczba stron: 415;
Cena: 26,99 zł;
Książkę można zakupić w Wydawnictwie Znak Horyzont