Czy Złoty Pociąg naprawdę istnieje? Gdzie jest?

Historia złotego pociągu już od ponad miesiąca rozpala umysły nie tylko poszukiwaczy skarbów, eksploratorów, historyków, ale także już wszystkich Polaków. Zgłoszenie przez polskiego i niemieckiego badacza wywołało nie lada emocje. Najpierw sprawą zajęły się władze Wałbrzycha, później władze województwa dolnośląskiego, a teraz już nawet Ministerstwo Obrony Narodowej. Wojsko ma już wkrótce rozpocząć prace na 65. kilometrze trasy kolejowej łączącej Wrocław z Wałbrzychem. Ostatnio słyszymy o kolejnych zgłoszeniach dotyczących odkrycia podziemi na Dolnych Śląsku, mających być częścią składową Projektu „Riese”. Dzisiaj najważniejsze pytania to nie tylko czy faktycznie na 65. kilometrze jest ukryty „złoty pociąg” lub „pancerny pociąg”, ale co się w nim może znajdować oraz co polskie władze zrobią z tym znaleziskiem?

Wielu badaczy, historyków i poszukiwaczy tajemnic III Rzeszy Niemieckiej jest podzielonych w kwestii „złotego pociągu”. Ja skłaniam się za tezą negującą istnienie złotego pociągu. Skąd w końcu wojny naziści mieliby wziąć tak ogromne zasoby złota i to jeszcze z Wrocławia. Większość złota przechowywana była w Banku Rzeszy i została ewakuowana do podziemnych wyrobisk kopalni soli potasowych „Kasiseroda” w Merkers w Turyngii. To właśnie tam żołnierzy amerykańscy dokonali największego odkrycia skarbów pochodzący z II wojny światowej. Kolejną teorią mówiącą o pociągu pancernym również można łatwo obalić. Czy w momencie kiedy Armia Czerwona zbliżała się do Wrocławia, który już w połowie lutego 1945 roku został oblężony przez Rosjan, dowódca takiego pociągu lub jego zwierzchnik podjęliby decyzje o zaniechaniu użycia tak ważnej broni w walce? Przypomnijmy sobie polskie pociągi pancerne w czasie kampanii wrześniowej w 1939 roku. Wówczas w bitwie pod Mokrą jeden z takich pociągów zadał poważne straty niemieckiej armii. Z pewnością żaden niemiecki dowódca zdając sobie sprawę, jak wielka jest przewaga Armii Czerwonej, nigdy nie podjąłby decyzji o wycofaniu tak ważnej broni, jaką był pociąg pancerny.

Tutaj dochodzimy do momentu w którym każdą hipotezę można obalić, ale także można i bronić za wszelką cenę. Ja skłaniam się jednak ku tezie zupełnie innej niż tezy o złotym pociągu czy pociągu pancernym. Jeżeli na 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław – Wałbrzych istnieje zasypany jakikolwiek pociąg to według mnie może on zawierać prawdopodobnie niebezpieczne substancje chemiczne, w tym gazy bojowe, które naziści produkowali na Dolnym Śląsku. Wśród gazów bojowych, o których wyżej wspomniałem, mógł być produkowany przez nazistów w fabryce chemicznej Anorgana w Brzegu Dolnym /niemiecki Dyhernfurt/ Tabun. Drugą hipotezą może być innych tajny ładunek znajdujący się w pociągu, który dla Niemców stanowił prawdziwe złoto.

17 km na południe /w stronę granicy czeskiej/ od Wałbrzycha leży malownicze miasteczko Mieroszów /do 1945 roku niemiecki Friedland in Niederschlesien/. Tam, jak podaje część historyków Niemcy mieli próbować wzbogacić ciężką wodę sprowadzoną z zakładów chemicznych Nors Hydro w Norwegii. Ciężka woda zwana popularnie deuterem była wówczas jednym z niezbędnych składników do produkcji bomby atomowej. Stosowana jest bowiem jako moderator w reaktorach atomowych, gdyż ma zdolność do spowalniania neutronów prędkich. Taką wiedzę posiadali wówczas niemieccy naukowcy, między innymi: Werner Heisenberg oraz Otto Hahn. Oboje niemieccy fizycy prowadzili badania, na specjalne zlecenie Adolfa Hitlera, nad budową bomby atomowej. Te informacje dotarły także do wywiadu alianckiego, co spowodowało niepokój wśród przywódców mocarstw zachodnich. Wyprodukowanie przez nazistów bomby atomowej mogło zmienić losy wojny i pogrążyć nie tylko Wielką Brytanię i Rosję, ale również Stany Zjednoczone.

Jeżeli najwyżsi dostojnicy nazistowskich Niemiec, a wśród nich z pewnością był Albert Speer i dr Hans Kammler, nadzorujący programy zbrojeniowe III Rzeszy Niemieckiej, próbowali w Mieroszowie wzbogacić ciężką wodę i udało im się to, należy zadać sobie pytanie dlaczego tego nie wykorzystali? Czy nie starczyło im czasu, bo próby zakończyły się zbyt późno, a może udało im się ją wyprodukować, lecz nie zdążyli jej przewieźć do miejsca przeznaczenia i ukryli tą niebezpieczną substancję właśnie w przewożonym pociągu gdzieś na trasie Wrocław – Wałbrzych.

Oczywiście jest to tylko hipoteza, ale podobnie jak teorie o złotym pociągu, pancernym pociągu i pociągu z tajemniczymi substancjami chemicznymi może być prawdziwa. Jeżeli na 65. kilometrze trasy z Wrocławia do Wałbrzycha znajduje się rzeczywiście zasypany pociąg, to jeśli wojsko polskie go wydobędzie, wówczas /oczywiście jeżeli Ministerstwo Obrony Narodowej będzie chciało ujawnić jego zawartość/ dowiemy się, co w nim się znajduje.

Na koniec jeszcze warto zadać sobie ostatnie pytanie. Jeśli w pociągu jest złoto, kosztowności, gotówka i inne cenne przedmioty, to czy Niemcy tak bardzo staraliby się go ukryć i zamaskować? Przecież z pewnością liczyliby na to, że po wojnie uda im się go w łatwy sposób odnaleźć i zabrać to, co w nim cennego ukryli. A więc po co zadawali sobie tak dużo trudu, aby ukryć ten pociąg? Od razu nasuwa się na myśl, że naziści chcieli się pozbyć czegoś bardzo niebezpiecznego, co nie zagrażałoby im życiu. Czy były to gazy bojowe, ciężka woda, a może inna substancja, która może być niebezpieczna dla zdrowia i życia? Miejmy nadzieję, że już wkrótce się przekonamy.

Fot. Zamek Książ w Wałbrzychu, źródło Tomasz Sanecki